Moje ostatnie hobby to tarot. Uczę się go, odkrywam co karty chcą mi powiedzieć. Mam też przepiękną talię Kart Wyroczni, które od czasu do czasu czytam jako drogowzkaz na mojej drodze życia. Prawie zawsze wyciągam kartę która pasuje idealnie na ten moment mojego życia. To jest niesamowite.
I ostatnio wyciągnęłam kartę: „Wypłynąć w morze” – „Ta karta przypomina że pójście z prądem to dokładnie to co musisz teraz zrobić. Popłyń na fali możliwości stworzonej przez doskonałe warunki. Pozwól, aby zaufanie i wiara prowadziły cię naprzód, gdy płyniesz niczym rzeka do morza życia”
Cudowne, prawda?

Takim nurtem rzeki życia jest krótki serial na Netflix „From Scratch”, który właśnie obejrzałam z Zoë Saldana i Eugenio Mastrandrea. Przecudowna historia o miłości. Miłości partnerskiej, dojrzałej. Miłości do rodziny lub jej braku; o miłości do dziecka które niekoniecznie musi wyjść z twojego brzucha by obdarzyć je uczuciem. Dwoje ludzi się poznaje i wchodzi w nurt życia.
Ale wiadomo jak w życiu nie ma długiej cienkiej lini – to oznaczało by śmierć. Życie jest jak bicie serca, widziane EKG – dół, góra, dół, góra. I tak rzeczywiście się dzieje w życiu bohaterów. Momenty ogromnego szczęścia przeplatają się z momentami smutku, problemów, dylematów. Ale przez cały film są oni razem. Wspierają się nawzajem. Są dla siebie w tych dobrych momentach i wtedy kiedy leżą na ziemi i nie mogą się podnieść. Nie zawsze jest cukierkowo. To umiejętność powiedzenia „I am not happy” drugiej osobie i wyciągnięcie ręki o pomoc ze słowami „Co możemy z tym zrobić”?
Kiedyś usłyszałam że facet nie chce być z kobietą która jest przy nim w tych ciężkich momentach. Kiedy ona jest świadkiem jego słabości. On chce być bohaterem dla partnerki, nauczycielem, facetem bez oznak słabości.
Ja byłam dla kogoś taką podporą w trudnych momentach życia, ale nie kandydatką na spędzenie reszty życia razem. I to jest ok. Tylko czy wrzucać wszystkich do jednego worka? W życiu jest różnie, więc zdażają się nam momenty piękne i bardzo słabe. W cudowych etapach życia nie trudno jest nam uczestniczyć. Ale co w tych trudnych? Mamy się odwrócić na pięcie i odejść z tekstem: „to jest twoje, radź sobie sam a jak się ogarniesz i będziesz mógł być dla mnie bohaterem to ja wróce”.
W serialu partnerzy są dla siebie w tych ciężkich chwilach. Nawet wtedy kiedy członkowie obu rodzin nawalają a niektórzy nie potrafią wyjść spoza ramy swojego ego. To partnerzy czasem schodzą do „piwnicy pełnej gówna” żeby siebie nawzajem wesprzeć. Pokazać „Hej jestem tutaj z tobą i jest ok. Posiedzimy tutaj przez chwilę razem, ale potem wyjdziemy i ruszymy naprzód”.
W rozwoju jest nacisk na „kochaj siebie”, „zadbaj o siebie”, „ty jesteś dla siebie najważniejszy, samowystarczalny” i to jest wszystko cudowne i ważne. Ale jak jest wtedy w relacji dwojga ludzi? Czy nie chodzi o to by kochać siebie wzajemnie? By wspierać się. By „płynąć na tej samej łodzi i przeskakiwać razem przez fale życia”? A czasem może to być niezła ropierducha na tym “oceanie”.
Na sesji terapeutycznej usłyszałam słowa: „miłość dojrzała”. Ja do tej pory takiej nie poznałam. Więc jaka ona jest?
W przecudownym wywiadzie „Miłość to cudowna harówa” Justyny Nagłowskiej z git babką Katarzyną Miller (który ogromnie polecam) usłyszałam że miłość powinna być „prawdziwa, naturalna, żywa, otwarta, poszukująca, związana z różnymi wartościami”.
Jedyne co jest bardzo ważne to nie tracić siebie! Bo pomoc/wsparcie może być wyczerpujące. Bohaterka w serialu traci siebie, znika powoli. Ja też gdzieś zatraciłam siebie, zaniedbałam się w tym procesie wspierania partnera. Nie potrafiłam stawić granicy tylko brnęłam dalej, choć wiedziałam że siebie zatracam i nie czuję się z tym dobrze. Więc teraz przyszła na mnie kolej żeby nauczyć się stawiać granice w odpowiednim dla mnie czasie, a nie wtedy kiedy wszystko się sypie i nie ma już ratunku. Trzymajcie za mnie kciuki!
A twoim zdaniem na czym polega dojrzała miłość?
Kiss 😘, Marta