Zaczynając pisać ten tekst najpierw napisałam “w drodze do samotności”, ale skreśliłam jedno słowo, bo to są dwie różne rzeczy: bycie samej a bycie samotną. Jestem sama ale nie czuję się samotna.
„Samotność – subiektywny, emocjonalny stan odczuwania izolacji społecznej i poczucia odcięcia od innych. Pojawia się i zanika, gdy zmienia się sytuacja życiowa.” – Wikipedia
Odkryłam swój cholerny schemat i przekonanie które noszę w sobie że faceci mnie zostawiają. I rzeczywiście, przyglądając się mojej romantycznej podróży to każdy, ważny dla mnie w życiu, facet mnie zostawił.
I tu wchodzę w rozbiurke siebie na części, ale spoko, zakończenie jest dobre, jak w każdej dobrej bajce 😉
Pierwszy chłopak, pierwsza miłość lat nastoletnich. Pierwszy sex. Mój Harley’owiec. Fajny chłopak z niego był (jest bo nadal żyje i ma się świetnie). 4 lata razem na scenie życia, dopóki stwierdził jednego dnia że lepiej żebyśmy się rozstali. Po latach wróciła mi miłość do Harleya którego sobie kupiłam, więc do końca mojego życia będę mu wdzięczna że wprowadził mnie w ten świat. Oj przeżyłam to trochę.
Ale jakoś szybko się pozbierałam i w Anglii gdzie pojechałam pracować jako au-pair poznałam taki „przecinek” – przystojnego Hiszpana. Najpierw wyjaśnię co to przecinek – to jest krótkotrwała relacja, której nawet nie można nazwać romantyczną. Taki rebound. Kuźwa, ale on był przystojny! Nauczył mnie wiele rzeczy w tym jak czerpać przyjemność ze swojego ciała. Będę zawsze mu za to wdzięczna 😉 Ale jak to można było się spodziewać po latynoskim kochanku, był też bardzo zaborczy. A mnie urodzonego w grudniu Strzelca, nie łatwo było zatrzymać w miejscu. Więc pewnego słonecznego, pięknego dnia na plaży w Hiszpanii (zostałam zaproszona na wakacje przez w.w Hiszpana) poznałam przystojnego, wysokiego Holendra. Wiec długo się nie zastanawiąjąc, napisałam przepraszającą wiadomość Hiszpanowi i nie wiele myśląc uciekłam z kajdanek zaborczości do Holendra.
Z Holenderm to już dłuższa historia, bo tam zatrzymałam się na dobre 15 lat. 9 lat w Hiszpanii i 6 lat w Belgii. Nawet urodziłam nam dwie cudownych istoty. Aż do rozwodu, bo mój Holender zakochał się przez FB (I curse you Facebook hahaha) w swojej byłej dziewczynie z USA do której zresztą pojechał, mi mówiąc że jedzie w sprawie biznesu. Takie tam małe tajemnice. Niestety ukochana z USA okazała się niewypałem, ale za to Holender zakochał się w Holenderce z którą żyje do dziś, ma dwójkę cudownych dzieci a ja zostałam ciocią. Czyli rozwód był nie do uniknięcia.
Potem znowu jakiś przecinek – Belg – który także po kilku miesiącach stwierdził że jednak nic do mnie nie czuje.
No i przyszedł czas na ostatnią relację. 7 lat razem na scenie wielkiej burzliwej relacji. Mój wymarzony facet, mój nauczyciel, mój zbawca, mój przyjaciel, mój on ci mój. No właśnie “mój”. Nikt tak naprawdę nie jest “twoj”, ale o “niespełnionej miłości” i “uzależnieniu emocjonalnym napiszę innym razem. Do końca życie będę mu wdzięczna za to co razem przeszliśmy, za to czego razem się nauczyliśmy i za to w jakim miejscu teraz jestem mentalnie bo to razem wchodzilismy na drogę rozwoju osobistego i odkrywania duchowości. Jestem mu także wdzięczna że mnie zostawił, no bo – tak zgadłeś drogi czytelniku – już mnie nie kocha. I to ostatnie wydarzenie pokazało mi wiele o mnie samej.
Teraz nie chodzi o to że się przechwalam ile to ja nie miałam mężczyzn w moim życiu, ale chodzi o to żeby przyjrzeć się temu jaki cały czas powielałam schemat. Jak dobrze zauważyleś, skakałam z “kwiatka na kwiatek”. Bez żadnej przerwy. Bez dania sobie czasu na przeanalizowanie i zastanowienie się co dany związek mi dał, jakie lekcje z tego mam wyciągnąć. Dlaczego tak się skończyło? Czy chce inaczej? Czy zrobię inaczej następnym razem? Dlaczego ja tylko marzę o wielkiej miłości a przyciągam facetów emocjonalnie niedostępnych. Co to mówi o mnie? Czy ja jestem dostępna emocjonalnie? Nie zrozum mnie źle, nie zwalam na nikogo winy. Kazda historia ma 2 strony, i do tanga trzeba dwojga.
Dobiłam do 46 roku życia i zostałam sama. Nie samotna. Ale sama. Z wielką świadomością i ze wszystkimi pytaniami, które teraz zamierzam sobie zadać i to z pomocą psychologa. Jestem emocjonalnie wykończona, ale obwieszczam wszem i wobec że nie zamierzam powtarzać mojego schematu. I pozbywam się przekonania że „faceci mnie zostawiają” raz na zawsze. Koniec z tym bullshit!! Biore w swoje ręce moje szczęście w relacji, zwłaszcza w relacji ze samą sobą. I nie tracę nadziei na miłość.
Kiss 😘, Marta