Jak postrzegamy sukces? Dla jednych może to być siedzenie wysoko na stołku w wypasionej korporacji, zdobycie Kilimandżaro albo przejechanie rowerem z Warszawy do Częstochowy. Dla innych sukces to ugotowanie obiadu, podniesienie się z łóżka lub wyjście z domu na spacer.
Mówi się że sukces mierzy się ilością hajsu na koncie, liczbą kupionych nieruchomości. Ale często też osiągnięcie takiego sukcesu nie prowadzi do szczęścia które sobie wymyśliliśmy że ten sukces nam da. Bo co z tego że kupimy ten najnowszy samochód ale prowadząc go będziemy wyglądać jakby ktoś nam dopiero co umarł? Co z tego że będziemy mieli wielki dom jak będzie on pusty. Co z tego że na zewnątrz będziemy udawać że wszystko jest OK, a tak naprawdę nie jest.
Dla mnie sukces to droga. Wstanie z łóżka z uśmiechem na twarzy i uczuciem że dzisiaj będzie fajny dzień. Sukcesem jest dla mnie wiedza wieczorem że dzisiaj zjadłam ciastko bez biczowania się za to. Sukcesem jest ta chwila, kiedy moja córka przychodzi do mnie i czyta co napisała na lekcji francuskiego: “podziwiam moją mamę za jej siłę i za to że jest cool”.
Sukcesem jest moja próba akceptacji wszystkiego i wszystkich dookoła. Otworzenie się na nowe. Mały krok, który robię każdego dnia by rozkręcić mój biznes.
Dla mnie sukcesem jest przestać udawać. Pięknie napisała Marianna z “Okolic Ciała”:
“Trud jest do przejścia, udawanie nie. I za to udawanie w naszym życiu zawsze płacimy największe ceny” “Paradoksalnie, naprawdę ciężko nam sie zebrać i wygoić, nie wtedy kiedy jest trudno, ale wtedy kiedy kłamiemy że trudno nie jest”.
Przez długi czas udawałam i wykańczało mnie to psychicznie i energetycznie. Czyli kiepścizna. Moim sukcesem w zeszłym tygodniu było wypowiedzenie na głos że udaje. Bardzo mnie to oczyściło. Dzisiaj jest niedziela i moim sukcesem będzie dać sobie przyzwolenie na odpoczynek.
I takich małych sukcesów zamierzam szukać każdego dnia, częgo i wam życzę.
Kiss 😘, Marta